+5
becool 25 lutego 2014 19:38
Witam!
Z przyjemnością czytałam na forum relacje z różnych wypraw. Tym razem sama chciałabym się podzielić wrażeniami z naszej wycieczki do Peru + 1 dzień w Rio de Janeiro. Jeżeli kogoś zainteresuje polecam zajrzeć na http://mamasaidbecool.blogspot.com/ gdzie znajdziecie więcej wpisów.
Zaczynając od początku: Korzystając z ostatniej promocji TAM wybraliśmy sie do Ameryki Południowej a dokładnie Peru + 24h w Rio Trochę zmieniliśmy rezerwację vs. to co było dostępne na głównej F4F i zamiast z Sao Paolo do Frankfurtu, my robiliśmy trasę Lima - Sao Paolo - Rio de Janeiro - Frankfurt. Zmiana dotyczyła także przewoźników - trasę Lima - Sao Paolo robiliśmy na pokładzie B767 LAN, Rio de Janeiro - Frankfurt to A340 Lufthansa. Pobyt w Rio okazał się byc strzałem w dziesiątkę po męczących trekkingach w górę Waynapicchu (ale o tym później).
Pierwsza część fotorelacji dotyczy Limy (2 noce pobytu). Zatrzymaliśmy się tam gdzie większość turystów, czyli w dzielnicy Miraflores w hotelu bezgwiazdkowym :) Z lotniska do hotelu dojechaliśmy zamówioną z hotelu taksówką (wyszło ok. 60 soli), z dwójką rodaków spotkanych na lotnisku, można taniej, ale na początku nie byliśmy specjalnie odważni, więc zdecydowaliśmy się na tą opcję. Hotel nieszczególnie przypadł nam do gustu, więc nie będę polecać.
To co się rzuca w oczy już na początku to sposób jazdy kierowców, znacznie odmienny od europejskiego. Mam wrażenie że przepisy ruchu drogowego nie są im znane, pieszych na drodze mają w poważaniu, a trąbienie jest nie tylko sposobem komunikacji, ale po prostu stylem jazdy.

Tego typu prośby nie robią na nikim wrażenia.

#img1

Po dotarciu do hotelu i krótkim odpoczynku decydujemy się wybrać nad Ocean. Idąc pieszo, po drodze zahaczmy jeszcze o przydrożny bar gdzie zamawiamy za niewielką kwotę naprawdę smaczne jedzenie.

#img2

Kierując się dalej na zachód, przechodzimy przez park Kennedyego i już za chwilę jesteśmy na miejscu.

#img3

#img4

#img5

#img6

Często odwiedzanym miejscem w Limie, nad Pacyfikiem, jest Park Miłości (Parque de Amor). Trochę przypomina Park Guell w Barcelonie. Jednak moim zdaniem naprawdę trochę:) Jest to też jedno z niewielu miejsc w Limie, które można powiedzieć, że mi się podobało...

#img7

#img8

#img9

Po całkiem przyjemnym spacerze nad oceanem postanowiliśmy zobaczyć historyczne centrum Limy. Taksówką (za 15 soli) dojeżdżamy do Plaza Mayor (aka. de Armas). Około godziny 18-19 robi się ciemno, więc zanim dojeżdżamy na plac jest już noc.

#img10

Następnego i zarazem ostatniego dnia pobytu w Limie postanowiliśmy znowu wybrać się do centrum, tym razem za dnia. Mam wrażenie, że jednak lepiej prezentowało się w nocy:)

#img11

Powłóczyliśmy się trochę. Przez przypadek trafiliśmy nawet do klasztoru św. Franciszka, który jest prawdopodobnie najstarszy w Ameryce Południowej, zwiedziliśmy też tamtejsze katakumby gdzie znajdują się tysiące ludzkich czaszek, piszczeli i innych szczątek (koszt tej przyjemności bodajże 7 soli, w zestawie Pan, który o tym wszystkim opowiada niezbyt zrozumiałą angielszczyzną ;)).

#img12

Po tych niesamowitych atrakcjach poczuliśmy się głodni ;) Odwiedziliśmy Bar Cordano, który zdecydowanie polecamy odwiedzić podczas spaceru po centrum Limy. Jest to miejsce gdzie można smacznie zjeść i przede wszystkim poczuć klimat starej Limy.

#img13

#img14

#img15

Najedzeni wyszliśmy na zewnątrz w poszukiwaniu kolejnych wrażeń. W oddali widoczne było wzgórze z ogromnym krzyżem (San Cristobal), okazało się że w dość prosty sposób można tam się dostać busem (w tą i z powrotem za jedyne 5 soli). Oczywiście bus musiał się pokręcić w kółko parę razy zanim nie był pełny ;) ale w końcu ruszyliśmy no i muszę przyznać, że czekały na nas niezapomiane widoki. Na wzgórzu - i owszem- był krzyż, ale już po drodze naszym oczom ukazały się slumsy. Po wjechaniu na samą górę okazało się, iż rozciągają się po horyzont, dosłownie końca nie widać! Widok może nie należał do najpiękniejszych (wręcz przeciwnie!), ale na pewno warto to zobaczyć, prawdziwą Limę, niestety...

#img16

#img17

#img18

#img19

Po zjechaniu na dół wstąpiliśmy jeszcze na targ, na którym można było skosztować tradycyjnych peruwiańskich przysmaków.

#img20

#img21

#img22

#img23

Podsumowując: Stolica Peru nie zachwyciła nas, a wizytę tutaj potraktowaliśmy jako nowe doświadczenie i w zasadzie tyle. Być może byliśmy tutaj za krótko (tylko 2 dni), ale zupełnie nie odczuwaliśmy potrzeby, aby zostać dłużej. Poza kilkoma w miarę ogarniętymi miejscami takimi jak Parque de Amor, który jest położony nad oceanem i jest niezbyt udaną kopią Parku Guell, dzielnicą Miraflores, w której mieszka większość turystów czy zabytkową starówką nie bardzo jest co oglądać. Z ulgą opuściliśmy więc ponurą Limę, mając nadzieję że wkrótce znajdziemy się w ładniejszym miejscu, a Peru nas jeszcze oczaruje ;)
Opuszczamy Limę i zmierzamy do Cuzco - miasta na południu Peru, położonego na wysokości około 3300 metrów n.p.m.
Środkiem lokomocji, zważywszy na to, iż podróż autobusem trwa 21 godzin, jest samolot. Z pośród kilku linii, które oferują godzinny lot wybieramy Peruvian Airlines. Docieramy 2 godziny wcześniej na lotnisko w niedzielny poranek, czekamy trochę dłużej bo sam lot jest opóźniony. Lot, starym Boeingiem 737, okazuje się być spektakularny i można podzielić go na 3 części:
1. Cudowny przelot nad wysokim Andami,
2. Pilot przy podejściu do lądowania schodzi bardzo nisko nad miasto, góry z lewej i prawej (niski pułap chmur był tego dnia) po czym odchodzi na drugi krąg,
3. Pilot robi drugie podejście z drugiego kierunku, jesteśmy coraz bliżej gór, dostrzegam po prawej lotnisko i nagle samolot wykonuje ostry zwrot w tym kierunku. Za chwilę dotykamy ziemi.

#img24

#img25

#img26

Po tym krótkim, ale emocjonującym locie udajemy się poszukać taksówki. Na lotnisku oferują nam podwózkę za bagatela 35 soli. Natomiast wystarczyło, że wyszliśmy z lotniska i cena ulega drastycznej obniżce do 7 soli (i tak dużo, bo okazuje się że do hotelu nie jest daleko). Zatrzymaliśmy się w przyjemnym hoteliku, całkiem dobrze położonym (http://www.waynapicchuhotel.com.pe/)
Widok z naszego okna:

#img27

Odpoczęliśmy trochę i wybraliśmy się do centrum, aby coś zjeść. Przy samym Plaza de Armas znaleźliśmy restaurację o nazwie Don Marcelo, gdzie siedziało bardzo dużo ludzi (w zasadzie sami turyści), ale jedzenie i pisco sour okazało się naprawdę pyszne ;)

#img28

Było bardzo miło, więc posiedzieliśmy tam trochę i jak wyszliśmy była już noc. Plaza de Armas w nocy wygląda naprawdę ładnie

#img29

Następny dzień spędziliśmy na zwiedzaniu i oczywiście robieniu zdjęć:)

#img30

#img31

#img32

#img33

#img34

#img35

#img36

Sposobów na dotarcie do Machu Picchu jest kilka. My wybraliśmy drogę prowadzącą przez Ollantaytambo, gdzie w ciągu 2 godzin dojechaliśmy autobusem z Cuzco (Cruz del Sur za 20 soli), można też dojechać taniej, collectivo w ciągu 1,5 h za 10 soli. Następnie skorzystaliśmy z najwygodniejszej opcji, czyli podróży pociągiem do Aguas Calientes.

#img37

Po dotarciu do Ollantaytambo, czyli niewielkiego miasteczka położonego ok. 70 km na północny zachód od Cuzco na wysokości 2792 m n.p.m., którego nazwa jest nieco problematyczna do wymówienia dla cudzoziemców;), robimy sobie krótki przystanek, ponieważ do odjazdu naszego pociągu mamy jeszcze sporo czasu.
Miasteczko jest naprawdę bardzo małe, znajduje się tutaj tylko kilka hotelików i kawiarenek, ale jego malownicze położenie (znajdują tu się również inkaskie ruiny, do których nie mamy czasu już wejść) oraz fakt, że jest tutaj stacja kolejowa, z której można dojechać do Machu Picchu, powoduje iż codziennie przewija się tędy mnóstwo turystów.

#img38

#img39

#img40

#img41

Podróż z Ollanty do Aquas Calientes trwa około 1,5 h. Nie ma jednak nudy. Pociąg przejeżdża serpentynami między górami, jadąc wzdłuż rzeki Urubamba.

#img42

Przyjemność do najtańszych nie należy (~100 USD od głowy za podróż w dwie strony), dlatego są i tacy, którzy dystans ten pokonują na własnych nogach. Może nieco niebezpieczna podróż (pociąg przejeżdza przez wąskie tunele, którymi chodzą "trekkerzy"), zważywszy jednak na krajobrazy - chyba warto :)

#img43

Przy zmiennej pogodzie - raz chmury, raz słońce, wypiciu herbatki z liści koki na pokładzie, docieramy o czasie do położonej na wysokości 2000 metrów Aguas Calientes (powstrzymam się od komentowania tej "miejscowości" bo nic dobrego bym nie napisała :)). Przy szumie rwącego, górskie strumienia spożywamy rum z colą odpoczywając przed jutrzejszym dniem na Machu Picchu!

Machu Picchu, czyli zaginione miasto Inków. Obowiązkowy punkt wycieczki do Peru. Praktycznie każdy turysta tutaj zmierza. My także nie mogliśmy sobie odpuścić tej przyjemności.
Dzienny limit miejsc (max. 2,500 osób) skłonił nas do wcześniejszego zakupu biletów przez internet (http://www.machupicchu.gob.pe/) . Dodatkowo wykupiliśmy sobie wejście na Huayna Picchu (limit dzienny 400 osób). Łącznie kosztuje to 152 sole. Dodatkowo wjazd i zjazd busem kursującym z Aguas Calientes pod bramę Machu Picchu to koszt 18 USD. My przeczytaliśmy w internecie, że jest to nieduży dystans i można spokojnie przejść go pieszo, gdy zobaczyliśmy ogromną kolejkę do busów zdecydowaliśmy się na ten krok. Nie polecam! Zajęło nam to naprawdę sporo czasu, a gdy dotarliśmy na szczyt byliśmy mega zmęczeni a czekało nas wejście na Waynapicchu jeszcze, które też wymagało sporo wysiłku.

#img44

#img45

Machu Picchu z pewnością robi duże wrażenie i warto zadać sobie trochę trudu, aby tu dotrzeć...

#img46

#img47

#img48

#img50


Dodaj Komentarz